środa, 7 grudnia 2011

Chrupanie leży w naturze człowieka;)

Ochota na chrupanie jest niebezpieczna. Pojawia się znienacka, choć absolutnie nie można powiedzieć, że jest ona niespodziewana... Po kilku sekundach patrzenia prawdzie prosto w oczy (bez mrugania) stwierdzamy, że pokusa chrupania nawiedza nas codziennie tylko czasem wykazujemy się żelaznym charakterem i asertywnością większą niż góra lodowa. Mowiąc krótko, jest to właśnie sporadyczny (przynajmniej w moim przypadku) moment, kiedy pokusie mówimy stanowcze i nieodwracalne NIE! O!

Trwamy sobie w swoistym trumfie chwilowego zapanowania nad własnym łakomstwem, próbujemy z miłością spojrzeć na chrupiącą przecież równie doniośle jak czipsiki marchewkę, ale efekt tego jest w większości przypadków mizerny. Konsekwencję podobnych wyrzeczeń są drastyczne. Chrupaczowy głód uderza w nas z siłą wodospadu i wóczas nie ma odwrotu, trzeba domową metodą spreparować coś, co łaknienie nasze zaspokoi i zagłuszy przy okazji żywieniowe wyrzuty sumienia. Wszak chrupacz domowej roboty (a najlepiej własnej) wcale nie tuczy, co więcej - jest odżywczy i bezpieczny, bez konserwantów sztucznych barwników, całej tablicy Mendelejewa emulgatorów, wspomagaczy od E127 do E 293746. Wolnych rodników też tam nie ma, no chyba, że jakiś wpadnie przypadkiem. Jednym słowem jest wręcz dla zdrowia taki chrupacz wskazany, co pewnie niebawem udowodnią badania amerykańskich naukowców.

A teraz do dzieła! Zróbmy sobie wreszcie porządnego chrupacza!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz