niedziela, 13 maja 2012

Jak się pałer wyczerpuje, to się słabo pedałuje!




To będzie tekścik dla wszystkich tych, którzy tak jak ja, nagle się obudzili i zachłysnąwszy się wiosennym powietrzem, nie zważając na panujące warunki pogodowe, postanowili odkurzyć rower i, że tak powiem – puścić maszynę w ruch.
Otwieram oko w sobotę. Patrzę - słońce. Myślę - cudownie. Analizuję - e nie, nad czym się tu zastanawiać? Planuję? Co? Po prostu wyciągnę rower z czeluści piwnicznych, wsiądę i fruuu jadę! Wiatr mi włosy na każdą stronę wywija, słońce mnie oślepia( choć nie! Mam nowe sanglasy HA!). Nogawka, choć bardzo chce to jednak się nie wplątuje w mechanizmy pedałowo-napędnicze. Dzwonek dzwoni dzyń-dzyń. Hura jest suuuuper. A i zapomniałam dodać, że w tym całym idyllicznym wyobrażeniu z godziny 9 rano było idealnie ciepło i bezwietrznie. Choć nie - wiatr wiał, ale tylko w plecy zwiększając przez to moja rowerową prędkość i aksamitną płynność pokonywania asfaltowej nawierzchni.

Napakowana po brzegi radością 5 latka otworzyłam piwniczne wrota i hmmm, gdzie jest rower? Czy ktoś wie? Widzę wiertarkę, bardzo elegancko poskładane w wielkim worze  zimowe odzienia(zupełnie przecież już bezużyteczne, przynajmniej przez 6 następnych miesięcy). Jest też telewizor( po 10 letniej przerwie, w czerwcu 2011 włączyłam telewizję z 120 kanałami i przez 10 minut skakałam po programach, następnie zrobiłam power off i tak już zostało). Są też walizki( te się przydadzą niedługo). O i jest! Kawałek różowej ramy wygląda właśnie jak mój rower! Tylko jak go wyciągnąć spod choinki…W takich sytuacjach przydałby się mężczyzna. Ale, że akurat go nie było więc sama przerzuciłam to drzewo o plastikowym igliwiu i wydobyłam  różową maszynę. Po wstępnych oględzinach, które trwały 5 sekund i polegały na stwierdzeniu, że są 2 koła, kierownica, pedały - zapadła decyzja: jadę! Trochę zaniepokoił mnie  niski poziom powietrza w oponkach, ale wizja szukania w piwnicy pompki automatycznie sprowadziła mnie na właściwe tory myślenia. Nie można zrobić sobie w kole ciśnienia 8 atmosfer, bo amortyzacja jest wtedy baaardzo słaba i każdy kamyk jest odczuwalny wiadomo na czym.  Z takim nastawieniem wskoczyłam z lekkością chyżej sarenki na wehikul i pruję do babci oddalonej ode mnie mniej więcej 15 kilometrów. Jest fajnie  łiiiiiiii.  Po 15 minutach swawolenia po asfalcie zaczym odczuwać pierwsze ataki zmęczenia, wiatr z siłą tornada wieje mi w oczy i naprawdę robi się kiepsko, no ale się przecież nie wycofam. Słowo dane babci, co czeka i tęskni jest święte i choćbym miała mieć język na  plecach i martwicę w łydkach to dojadę. Nie jestem cieniasem, nie mam 100 lat  i pamiętam, że jeszcze pół roku temu kondycha u mnie jak dzwon była!

Jak ci pary w nodze brakuje, to cię muza uratuje! Zupełnie nie przypadkiem miałam ze sobą magiczne urządzonko zwane mptrzykiem, a w nim, już całkiem przypadkiem wgraną nową płytę Sofy o wielce mobilizującym tytule Hardkor i Disko. Wcześniej miałam okazję przez chwil parę posłuchać przelotem tej muzyczki w pieleszach domowych. Owy (p)odsłuch został jednak szybko unicestwiony przez bezwzględne działania pewnego głosu, który stwierdził: Łeh łeh nieeeeeee, dzisiaj to nie będzie grało, nie nie nieeee! Jak głos powiedział tak też i zrobił. Dźwięki Sofy zostały położone dosłownie i w przenośni. Ale może to i dobrze, bo chyba cała płyta nie miałaby takiego energetycznego grzmotu, gdybym akurat przy niej gotowała zupę, a nie wydawała ostatnie tchnienia pokonując wielką górę za pomocą roweru! Nutki Sofy są proste, robią ums ums więc fani techno sobie poskaczą, a ludki potrzebujące muzycznego wsparcia podczas sprzątania będą zdecydowanie raźniej mopem machać. Ale jest też i gitarka, która z różową i popową muzyką nie ma nic wspólnego. Wręcz przeciwnie, kiedy trzeba to chłopaki uderzą w strunę z odpowiednią mocą. Całkowity misz - masz robi się wówczas, gdy w jednej piosence oba te style się łączą. Jakbym miała sobie to wyobrazić to wyglądałoby to tak jakby odziany w czarne skóry, długowłosy rokmen skakał na trampolince, wymachując trzymaną w ręce różową, magiczną różdżką. Teksty również na pierwszy rzut ucha nie powodują utonięcia w głębiach metafor egzystencjalnych, ale po kolejnych przesłuchaniach wcale też nie wydają się być ani głupie, ani banalne, a bardzo nawet prawdziwe. Jadąc sobie przez lasy i pola zaczyna się automatycznie śpiewać:
 Hej – podaj ten sprej, zrobię Ci włosy, nie będzie tak źle.
Całkiem trywialne, zwłaszcza, że śpiewane  falsecikiem. Ale potem jest o tym , że:
Ty znów będziesz ładna a ja będę miły,
aż dochodzimy do momentu:
obrażenia wewnętrzne
nie są banalne
one są śmiertelne
choć niewidzialne
I  kto się nie zgodzi? Można też dowiedzieć się czegoś o grawitacji na przykład:
Na orbicie się wylewa picie,
a w termosie to nie.
Bardzo cenna wiedza - tak mi się wydaje, z rodzaju tych praktycznych. Zatopiłam się w tych dźwiękach i słowach poklejonych plasterkiem zwykłej codzienności, gdzie mamy i miejsce na łezkę i na szaleństwo i na poskakanie w dzikich rytmach i pogłaskanie kogoś żeby było fajnie. Może to przez zmęczenie, może przez nadciągającą za mną wielką chmurę, z której zaczęło już powoli kapać, a może dlatego, że po prostu dobrze się Sofy słuchało tak szybko dośmigałam do Babci. Co więcej - dotarłam jednym kawałku, z uśmiechem na buzi, wielce szczęśliwa, owszem zmachana, ale w skowronkach. I głodna… ale po to jedzie się do Babci, żeby głodnym nie być;). Stara prawda, twarda jak kacze mydło;).
PS chciałam tylko powiedzieć, że dobrze jest odwiedzić Babcię, ale trzeba tez od niej wrócić, a więc ponownie zdobyć się na heroiczny rowerowy wysiłek. Bardzo pomocne są w tym te ciasteczka. Nie są obłędnie słodkie, chrupią i stopień najadalości jest po prostu OGROMNY;)

Forsycjowe torowisko tuż przed przystankiem MEKSYK



Takie widoki na wiosenną rzeczkę ma z pewnością żaba w trawie


Ciastka Haps Haps ze słonecznikiem

Składniki:

1 i 1/3 szklanki mąki
1 szklanka płatków owsianych
kostka miękkiego masła
cukier waniliowy
kilka kropel aromatu do ciast (rumowy, waniliowy)
pół szklanki cukru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
ewentualnie szczypta cynamonu

Wykonanie:

Na dużej patelni prażymy płatki owsiane. Muszą być chrupiące, ale nie spalone dlatego konieczne jest częste potrząsanie zawartością patelni. Kiedy płatki będą  już uprażone i wystudzone dodajemy je do mąki pomieszanej z proszkiem do pieczenia. Następnie dodajemy masło i resztę składników. Zagniatamy ciasto, które tak naprawdę zagnieść się nie da, lepiej powiedzieć, że ugniatamy składniki do takiego momentu aż wszystkie się połączą w misce. Na blachę rozkładamy papier do pieczenia i układamy na nim malutkie (wielkości orzecha laskowego) kuleczki utoczone z ciasta. Ciasteczka pieczemy w temperaturze 175-180 stopni przez ok. 12-15 minut. Po wystudzeniu i napełnieniu całego domu obłędnym zapachem ciasteczka można przechowywać w pudełku albo słoiku. Przypuszczam, że długo zachowują świeżość i chrupkość. Niestety nigdy nie udało mi się tego rzetelnie przetestować, gdyż znikały one ze słoika z prędkością światła.

Jeszcze chwila i słoik będzie świecił pustkami


Haps Haps do buzi ;)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz