czekam właśnie na taki moment |
Od momentu kiedy spadnie z drzewa ostatni jesienny żółty liść, zaczynam czekać na wiosnę. Odliczam, niecierpliwie się, wspominam i niemal obsesyjnie o słońcu myślę.
Wraz z końcem lutego moje pokłady i tak nikłej cierpliwości wyczerpują się zupełnie. Data 1 marca znaczy dla mnie definitywne pożegnanie czapki, zimowej kurtki i wszelkich innych akcesoriów ewidentnie się z mrozami kojarzącymi. O ile temperatura w tym czasie nie spada poniżej zera pozwalam sobie na akcję pod tytułem „Wiosno prowokuję Cię!”
Wkładam baletki i płaszczo-płachetkę, na widok której 70% mijających mnie przechodniów doznaje wewnętrznego dygotu, a pozostałe 30%ludków pokrywa się automatycznie gęsią skórką . Nieco sina na obliczu zaczynam szybciej nogą przebierać wcale nie z przyczyn termicznych, po prostu sport to zdrowie, a szybkie chodzenie to prawie bieganie, prawda?
W tym roku wszelkie akcje mające na celu nie tyle sprowokowanie, co już nawet zmuszenie wiosny do przyjścia, okazują się być nieskuteczne. Wiosna robi, co chce i żaden synoptyk, góral z wieloletnim doświadczeniem meteorologicznym, muszki, a nawet stada jaskółek nie są w stanie orzec, kiedy wreszcie wiosna przyjdzie.
W ramach wprowadzenia akapitu rozrywki dodam jeszcze, czym ewentualnie mogą skończyć się akcję poszukiwania wiośnianych symptomów. Można na przykład odmrozić sobie nos i doznać obrażeń tylnej części ciała, biegnąc szybko na tramwaj w obuwiu nieprzystosowanym do oblodzonych nawierzchni.
barelinki- obuwie nienadające się do biegania po oblodzonej powierzchni |
Można też zostać upomnianym mandatem za skakanie po parkowych ławkach, które jak wiadomo, służą do siedzenia i kontemplowania miejskiej przyrody. Nie pełnią one niestety funkcji podestu ułatwiającego człowiekowi zbliżenie aparatu do rozkwitającego na krzaku pąka, co się akurat rozkwita i wart jest uwiecznienia.
Mała rada: jeżeli kiedykolwiek będziecie rozmawiać z przedstawicielami miejskiej straży to koniecznie zejdźcie z ławki, jeśli akurat na niej stoicie. Patrzenie z góry na strażnika nieco go deprymuje. Wasze tłumaczenia, że wcale nie skaczecie, baaaa - nawet nie stoicie na meblu użyteczności publicznej, stają się wówczas mało wiarygodne i przyczyniają się do zwiększenia kwoty mandatu. To tyle jeśli chodzi o dobre rady i zasady parkowego savoir-vivre'u.
Ale o wiośnie być miało, a i jeszcze o zachwytach i rannym wstawaniu. Czasem mamy pecha i mimo tego, że już jest połowa kwietnia, kwiatka nie uświadczysz, a o cieple możesz tylko pomarzyć, ewentualnie podkręcić kaloryfer. Wówczas trzeba odwołać się do środków ostatecznych czyli na przykład do odwiedzenia miejsc, gdzie eksplozja kolorów, zapachów i dźwięków występuje zawsze. W każdym mieście takie ostoje gwaru, sielskości i wiejskiej jarmarczności znajdziemy na warzywnych targach, straganach czy placach.
Magiczny wycinek ze Starego Kleparza w Krakowie |
Dla mnie miejsca te są absolutnie magiczne, niesamowite, a przy tym namacalnie prawdziwe, proste i dostępne dla każdego. W zależności od sezonu, ze straganów, stołów czy nawet mat rozłożonych wprost na ziemi przenika do naszej świadomości, całkowicie nas zachwycając, bogactwo kwiatów, warzyw, owoców, ziół, serów domowej roboty, bochenków chleba pieczonych na liściach chrzanu, kiszonej kapusty, ogórków małosolnych, zakwasu żurkowego … ech, ech. Można tak długo wymieniać. Uwielbiam szczególnie wiosenne poranki, kiedy to bardzo ostre promienie słoneczne przedzierają się przez szpary w dziurawych daszkach i plastikowych matach rozwieszonych nad stołami i oświetlają tryskającą aż świeżością rzodkiewkę czy ogórki, na których jeszcze można zobaczyć kropelki rosy.
Uwielbiam podejść do znajomego Pana Krzyśka, który wie, że nie lubię jabłek, a nać z marchewki zawsze trzeba mi odciąć. Pan Jacek pakując dla mnie jajka, zawsze opowie mi historię o kurkach, które je znosiły. Dzięki temu wiem, że te o ciemnej, pomarańczowej skorupce pochodzą od kurek często się opalających, beztrosko hasających po zielonej trawce. Te białe jajeczka z kolei są od kurek arystokratek, co dnie całe spędzają na szukaniu cienia i unikaniu towarzystwa kurek kolorowych. Niezależnie od koloru jajek (bo kurzymi rasistami nie jesteśmy przecież), Pan Jacek zapewnia, że jego kurki zawsze są szczęśliwe i pełne optymizmu. Podobnie jak i ja po zjedzeniu znakomitej jajecznicy.
Gdybym miała opisać moment euforycznego szczęścia to z cała pewnością wybrałabym sobotni ciepły poranek, jazdę na rowerze na targ, dotyk mokrych liści porów na łydce podczas przedzierania się między straganami, wdawanie się w dyskusje ze sprzedawcami, muśnięcie palcem mokrego szczypiorku, wąchanie konwalii w małych bukiecikach, wsłuchiwanie się w szelest liści pakowanej do siatek młodej kapusty.
Niesamowite jest także wyławianie z gwaru targowiska pojedynczych zdań typu: „jak dla Pani to za 2 złote, dopiero co zrywana pietruszka przecież widać, że jeszcze sztywna, daj Pani tego ogóra, do tych ziemniaków to koperek musowy, może i nie tanie ale za to dobre, zdrowe, pożywne i syte…”
Nie da się tego opisać. Po prostu trzeba się na taki stragan wybrać i naładować się nie tylko warzywkowymi witaminami, ale też pozytywną energią bijącą z takich miejsc i ludzi.
Wielkanoc na Kleparzu |
Dwa dni temu przeżyłam właśnie taką sobotę. Długo walczyłam z dzwoniącym o nieprzyzwoicie wczesnej godzinie budzikiem i przyznaję- przegrałam tę batalię, ale to właśnie z powodu lenistwa samej wiosny, której też się do nas jakoś specjalnie nie spieszy. Nie udało mi się wstać na tyle wcześnie, żeby wtopić się w tłum buszujących wśród stołów z nowalijką ludzi, ale zdążyłam pomacać rzodkiewkę i nie musiałam toczyć bojów o ostatniego ogórka na straganie z bardzo rozkrzyczaną Panią z mikro pieskiem.
To też ma swój urok zwłaszcza, że słońce świeciło z mocą odpowiednią, powiewał cieplutki wiatr, a krakowski Stary Kleparz powoli zaczynał się zamykać. Gdzieniegdzie widać było jeszcze starsze panie sprzedające wiązanki wielkanocnych bazi i bukszpanu, a na opustoszałych już alejkach handlowych turlały się pojedyncze zrzucone gdzieś przypadkiem czekoladowe pisanki i pomidorki koktajlowe. Wiosna pełną gębą!
Ostatni dzwonek na kupienie bazi |
PS. A dwie godziny później zaczął padać śnieg…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz